Czas w Stanach płynie niemiłosiernie szybko. Dopiero co liczyłam dni do wyjazdu, a minęło już 4 miesiące. 4 przepiękne miesiące. Poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi, zobaczyłam kilka cudownych miejsc, poznałam siebie, mimo że dalej nie wiem czego chcę, wróciłam do Polski - na chwilę, na święta. Bilety kupiłam jakoś 3 tygodnie po przylocie i uważam, że była to jedna z najlepszych decyzji. W Polsce jestem od tygodnia i jest... dziwnie. Tęsknie za Bostonem, za możliwościami jakie dają mi Stany.
Nie mam na co narzekać, trafiłam na wspaniałych ludzi we wspaniałym miejscu.
Przez te 4 miesiące byłam trzy razy w Jorku Nowym, w Waszyngtonie, w Montrealu w Kanadzie, pojeździłam trochę po Massachuessets. Plany są wielkie i z wielkim rozmachem zaczynam je realizować od stycznia.
Jak na razie wszystko idzie lepiej niż sobie to wyobrażałam. Zostały mi do wyrobienia 3 kredyty w szkole, 8 miesięcy przede mną (a może i więcej?) , więcej podróży. Zdecydowanie więcej!
Jeśli chodzi o język- poprawa jest ogromna! Od początku nie miałam problemów z mówieniem, natomiast teraz mówię zdecydowanie szybciej, łatwiej i nie muszę być już tak bardzo skoncentrowana na tym co ktoś do mnie mówi.
Najtrudniejszy dzień? Zdecydowanie dzień przylotu- poniedziałek. Kto by pomyślał, że wieczorem siedząc pod Walmartem z przepięknym widokiem na panoramę Nowego Jorku, będę chciała wrócić do domu. Byłam przekonana, że do maksymalnie świąt będę z powrotem w domu. Poniedziałek minął a razem z nim homesick. Od tamtej pory nie miałam ani jednego dnia w którym chciałam wrócić. Wiadomo, tęsknię- ale wiem, ze wytrzymam do końca. Rozmowy na Skypie pomagają bardzo.
Montreal, Canada. December 2015
Boston, MA. November 2015
Cape Cod, MA. November 2015
Washington, DC. October 2015
New York, NY. October 2015
Najlepsza decyzja w życiu.